Tour de Pologne dla Amatorów 2018

Nigdy wcześniej nie startowałem w jakichkolwiek zawodach szosowych. Rower na wąskich kołach i z kierownicą typu „baranek” zakupiłem rok temu – zakładając jako cel treningi wytrzymałościowe pod Krakowem, zimowe kręcenie na trenażerze.

Do tej pory nie brałem udziału w żadnych innych Czesława Langa. Nawet popularnych maratonach MTB odbywających się lokalnie Krakowie. Jakoś zwykle koliduje mi ich termin z innymi zajęciami. Słyszałem zresztą sporo negatywnych opinii dot. ścisku na trasie, zatorów związanych z olbrzymią popularnością tych wyścigów. Przed Tour de Pologne dla Amatorów słyszałem podobne głosy. Dodatkowo przemówiły mi do wyobraźni opisy rozpędzonych do 80-90km/h amatorów w liczbie kilku tysięcy, zasuwających na zjazdach nie mając doświadczenia, wyobraźni ani umiejętności technicznych. Potrafiłem sobie to wyobrazić, szczególnie po wypadku w trakcie Salzkammergut Trophy, kiedy wjechał we mnie Czech wpadający w poślizg na szutrze.

Wywrotka przy prędkości 22km/h na sypkich kamyczkach jest mniej niebezpieczna niż bliskie spotkanie z asfaltem przy przynajmniej trzykrotnie większej prędkości.

W końcu w grupie

Przyjechałem do Białki Tatrzańskiej, w której nocował cały team wieczór wcześniej. Omawianie „strategii” na dzień następny, uzgadnianie godziny o której wyjeżdżamy na do hotelu Bukovina pod którym rozpoczynały się zawody, tradycyjne oglądanie rowerów i dyskusje o wyższości jednych marek nad innymi, porównywanie wagi, jakości komponentów…

W tym sezonie nie miałem zbyt wielu okazji by startować w tych samych zawodach co koledzy z macierzystego zespołu XBOX Bike Team. Jeździłem sam w kilku maratonach z cyklu Cyklokarpaty, etapówce Beskidy Trophy, do tego dwa starty za granicą – HERO Sella Ronda i Salzkammergut Trophy.
Był to więc jeden z argumentów żeby przyjechać właśnie tu – w Tour de Pologne startowaliśmy w 15 osób – niemal kompletny team. Było to zdecydowanie odczuwalne na trasie, niemal przez całe zawody widziałem charakterystyczną – zieloną koszulkę gdzieś przed sobą. Jechaliśmy często razem, zmieniając się pod górę kiedy drugi osłabł. To zdecydowanie uatrakcyjnia zawody – bez względu na to czy jest to maraton MTB, czy wyścig szosowy.
Kibice – szczególnie ci młodsi – po drodze rozpoznawali markę i można było usłyszeć „kolejny z XBOX-a”.

Wyścig

Właściwie nic czego obawiałem się przed tym startem nie sprawdziło się!

Zanim opiszę konkrety pochwalę się rezultatem: czas 2:13:23, 605 miejsce w open (na ok. 2500 startujących) 228 miejsce w kategorii wiekowej M3.

Myślę, że za rok można „urwać” te 13 minut – trzeba „tylko”: urwać 10kg wagi zawodnika, 0,5kg wagi kół, porządnie przepracować zimę na trenażerze i szybciej zjeżdżać. Tylko.

Zjazdy

Na trasie nie było ścisku – amator startujący pierwszy raz mógł trzymać się prawej strony i zjeżdżać asekuracyjnie, pozostawiając z lewej strony baaardzo dużo miejsca dla bardziej ambitnych – tych myślących i nie (ale z tej drugiej grupy zliczyłem maksymalnie kilka osób). Co więcej – amator który zaplanował powrót do żony i dzieci w jednym kawałku, mógł wyprzedzać na zjazdach całkiem sporo osób; bo wyłączając pierwszy zjazd stawka baardzo się rozciągnęła. Pomimo, że startowało przeszło 2500 osób.

Podjazdy

Podjazdów było tak naprawdę niewiele – pierwszy bardziej stromy podjazd na 8 km, największa ściana – Gliczarów na 39 km, potem jeszcze jeden krótki na 45km i na koniec podjazd do Hotelu.

Dużo bólu i radości dały mi podjazdy. Strome, ale znacznie krótsze niż te, które znam z górskich maratonów MTB. Nie musisz przeciskać się w wąskich ścieżkach. Masz całą szerokość drogi, z czego 1 lub 2 rzędy osób prowadzących rowery i miejsce na dwa rzędy „walczących” ze ścianą. – dla każdego dość przestrzeni. Zaskoczyło mnie jak wiele osób „butuje” i to dawało mi jeszcze więcej energii. Podczas najbardziej stromego podjazdu (Gliczarów), zawahałem się kilka razy czy nie zejść z roweru. Najpierw jednak zaraz przede mną „odpuścił” jeden z kolegów z teamu („a właśnie, że ja NIE ZEJDĘ!”). Chwilę potem któryś z seniorów – kibiców przepchał mnie kilka metrów i nie chciałem go zawieść kręcąc dzielnie dalej. Pod koniec ściany doping kibiców był tak duży, że po prostu nie można było się zatrzymać – prędzej przewróciłbym się razem z rowerem…

Doping i przygotowanie trasy

Zawody były świetnie zorganizowane i zabezpieczone. Cała trasa zupełnie wyłączona z ruchu samochodów, bardzo wiele służb – patrolujące karetki aż czasami przeszkadzały. Na krętych zjazdach mundurowi dawali wyraźnie do zrozumienia żeby zwolnić. Najbardziej zapadł mi w pamięć zjazd na którym po dwóch stronach na odcinku kilkuset metrów stali pracownicy straży pożarnej i gwizdali w gwizdki i krzyczeli żeby zmniejszyć prędkość ze względu na stromy zakręt i szutrowy odcinek kawałek dalej.

Efekt popularności i bardzo dużej promocji zawodów jest taki, że na trasie stoi mnóstwo osób. Nawet jeśli część z nich z powodu tych „właściwych” zawodów po południu – kiedy ścigają się profesjonalni zawodnicy. Żywiołowy doping, ludzie z całymi rodzinami. Z pewnością fakt, że jedziemy szosą, a nie podjeżdżamy gdzieś w górach szlakami – do miejsc do których trzeba iść pieszo 2 godziny ułatwia sprawę.

Gdybym miał się do czegoś doczepić to… ograniczenie liczby bufetów do 1 i to pod koniec (jechałem z dwoma bidonami, ale co z tymi którzy potrzebowali ponad godzinę więcej na ukończenie tej trasy?) oraz rozdawanie medali już na początku zawodów – wraz z pakietem startowym. Nie zbieram medali (choć mój chrześniak zbiera – na pewno się ucieszy), ale moment kiedy chwilę po minięciu mety na HERO  w czerwcu – atrakcyjne hostessy zakładają Ci medal na szyję jest bardzo miły.

Ostatni podjazd

Kiedy po ponad 50km trasy wjechałem na rondo, które mijałem rano jadąc na start – ucieszyłem się, że to już koniec. Pomimo jednak, że rano pokonałem ten odcinek – jadąc na start zwodów – wtedy bolało znacznie mniej niż po 50km ścigania 🙂

Starałem się utrzymać równe tempo, wyprzedzając niektórych z zawodników, podjazd jednak dłużył się i dłużył.

W pewnym momencie po lewej stronie drogi zauważyłem siedzące w cieniu dwie mistrzynie – Justyna Frączek (wielokrotna mistrzyni Polski kolarstwie górskim, jeździła w zespole RMF FM- Bikershop kiedy zaczynała się moja przygoda z kolarstwem górskim) i Anna Szafraniec (wielokrotna mistrzyni Polski, wicemistrzyni świata z 2002 roku) siedziały sobie w cieniu i obserwowały w skupieniu pokonujący ostatni podjazd zawodników – amatorów. Natychmiast poczułem, że jadę zbyt wolno i mocniej nacisnąłem na pedały. Lekki rower szybko przyspieszył, niestety nie utrzymałem takiego tempa długo.

Po bardziej płaskim fragmencie- na ostatnim stromym odcinku podjazdu, zrównał się ze mną Piotr Michalski z XBOX Bike Team, którego widziałem ostatni raz dumnie wyprzedzając go na ściance w Gliczarowie. Kiedy zobaczył mój zmęczony wyraz twarzy lekko i z uśmiechem mnie wyprzedził (nigdy więcej nie zdradzać innym zawodnikom, że jesteś zmęczony!). Próbowałem z nim chwilę walczyć ale ostatecznie wjechał na linię mety 15 sek wcześniej.

Wyniki XBOX Bike Team

  1. 253 – M4 54 – Zbigniew Król – 2:02:15
  2. 394 – M3 151 – Tomasz Dąbrowski – 2:06:52
  3. 491 – M4 121 – Kuczkowski Tomasz – 2:10:01
  4. 604 – M4 155 – Piotr Michalski – 2:13:18
  5. 605 – M3 228 – Tomasz Libera – 2:13:23
  6. 660 – M3 176 – Marek Dziewulski – 2:14:46
  7. 1029 – M3 380 – Kamil Markiewicz – 2:25:13
  8. 1167 – M3 432 – Paweł Filutowicz – 2:29:15
  9. 1244 – M5 117 – Robert Kubik – 2:31:52
  10. 1288 – M3 475 – Sławomir Gerek – 2:33:17
  11. 1439 – M3 524 – Łukasz Witkowski – 2:39:46
  12. 1845 – M3 638 – Sławomir Wydra – 3:02:19
  13. 1995 – M4 576 – Grzegorz Kępka – 3:22:12
  14. 2002 – M4 581 – Jaromir Jeziorowski – 3:25:00

Na uwagę zasługuje fakt, że mój kuzyn – Jan Jodłowski (o którym wspominałem przy okazji relacji z Salz, nie jeżdżący zbyt wiele na rowerze…), pokonał trasę w poniżej 2 godziny – 1:56:05 (20 minut za zwycięzcą), czym wywalczył 139 w OPEN i 53 w kategorii M3. Dokładnie 34 sekundy wcześniej na metę zajechał… Czesław Lang
… tak sobie myślę, że może przestanę mu wspominać o zawodach w których warto wziąć udział 😉

Podsumowanie

Bardzo się cieszę, że zdecydowałem się wziąć udział w Tour de Pologne dla Amatorów. To nowe doświadczenia – charakter zawodów jest zupełnie inny niż maraton MTB i chętnie w przyszłości urozmaicę kalendarz startów o jakieś zmagania na szosie. Cieszę się, że nie sprawdziły się obawy dot. bezpieczeństwa na zjazdach – choć sama dyscyplina jest zdecydowanie bardziej niebezpieczna niż MTB. Duża satysfakcja ze wspólnego startu razem z chłopakami z XBOX Bike Team.

Mam nadzieję, że pozytywne wrażenia przełożą się na większą motywację do zimowych treningów przed kolejnym sezonem – w końcu bieżący już zbliża się ku końcowi. Tour de Pologne 2019 na pewno pojawi się w moim przyszłorocznym kalendarzu.

Ślad Strava:

https://www.strava.com/activities/1762723894

drukuj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.